21 kwietnia 2012

Nitkami marzeń cerujemy rzeczywistość – Małgorzata Gutowska-Adamczyk „Niebieskie nitki”


Pełen niepokoju jest świat nastolatki. Trudne relacje z rówieśnikami, nieszczęśliwa miłość, brak zrozumienia ze strony dorosłych, problemy w szkole, rozpaczliwe poszukiwanie stałego punktu w nieustającej zmienności: poglądów, postaw, uczuć, emocji. Miotanie się między pragnieniem akceptacji i chęcią pozostania sobą. Co dzieje się, kiedy do tego wszystkiego dochodzi rozwód rodziców i sprzedaż ukochanego rodzinnego domu...?

Najmłodszą bohaterkę książki poznajemy, gdy jej świat zaczyna rozpadać się na kawałki. Paulinka, Linka: wrażliwa szesnastolatka, zamknięta w sobie, nieśmiała indywidualistka. Słucha muzyki, sporo czyta, prowadzi blog, nienawidzi wychowania fizycznego. Jej największą pasją jest rysunek i malarstwo, przez twórczość plastyczną najlepiej wyraża siebie. Nie ma wielu znajomych. Nosi w sercu niespełnioną miłość do Szymona, chłopaka swojej koleżanki.

„Do tej pory relacje łączące ją z innymi ludźmi były jasne i zrozumiałe. Teraz wszystko tak się pogmatwało, że te same osoby budzą w niej sprzeczne emocje. Sympatia zmienia się w niechęć, odraza staje się przyjaźnią, miłość i nienawiść zamieniają się miejscami w tempie, które przyprawia Linkę o zawrót głowy. [podkr. A.D.]”[s. 276]*

Także Joanna, matka Linki, musi odnaleźć się w nowej sytuacji. Więcej pracy, sprawy, o jakich wcześniej nie miała pojęcia, podział majątku, brak zrozumienia ze strony córki. Do tej pory życie było bezpieczne i przewidywalne.

Joanna i Paulina zamieszkały w przedwojennym dworku należącym do Wiktorii Jakubowskiej zwanej Bunią i jej córki, Natalii, czyli Musi. Pod jednym dachem splata się więc codzienność prababci, babci, matki i wnuczki.

Ważną postacią w powieści jest także Marek Śliwiński, lekarz, który ostatnio wydał książkę. Ową książkę przeczytają i Joanna, i Linka – i każda odbierze ją inaczej. Obie przedstawią autorowi swoje opinie za pośrednictwem poczty internetowej, co zaowocuje dalszą, niezwykle ekscytującą korespondencją...

*
Uśmiechałam się do samej siebie sprzed lat, do Oleńki z korytarzy liceum. Bardzo sugestywnie oddała autorka psychikę młodego człowieka, jego sposób patrzenia, emocje targające nim na wszystkie strony świata.

Świetnym pomysłem okazało się przytoczenie korespondencji Joanny i Linki z Markiem Śliwińskim. Maile  ubarwiały i ożywiały narrację. Były refleksyjną odskocznią od biegu zdarzeń. Owe listy pokazały, jak mocno różni się odbiór rzeczywistości przez dorosłego i nastolatka. W jaki wielkie skorupy sceptycyzmu obrastamy, jak za cenę trzeźwego, słusznego nawet krytycyzmu, tracimy zdolność do wzruszeń.

W tej zwyczajnej życiowej historii, czasem trochę schematycznej i przewidywalnej, autorka przemyciła wiele ważnych prawd, które rzucają na nią nowe światło i nadają jej oryginalny ton. Jeśli ktoś szuka w książkach ubogacających wartości i przesłań rozświetlających szarą codzienność – tutaj z pewnością je odnajdzie. 

„Życie to stwarzająca się w każdej chwili od nowa mozaika z tysięcy okruchów. Nigdy nie trzymasz wszystkich w dłoni. O większości nawet nie masz pojęcia. Najważniejsze, żeby te najbliższe jakoś do siebie pasowały.”[s. 248]

Metafora niebieskich nitek jest piękna, świeża, urocza, pojemna i genialna w swojej prostocie. Bo oznacza i zagmatwane uczucia, i poplątane ludzkie losy, i fatalne sznurki, za które ktoś pociąga, i marzenia, co odrywają nas od twardej ziemi jak na fantastycznych obrazach Chagalla. I tymi znaczeniami dobrze się bawiłam.

„– Co to za niebieskie nitki? – pyta Bunia, która od dłuższego czasu przygląda się jej [Linki] zmaganiom [zatytułowania swojego obrazka – dop. A.D.]. – Wybacz skojarzenie – krzywi się – ale przypominają nieodcięte pępowiny.
– To nasze uczucia. Nie da się ich odciąć.
– Rzeczywiście. Dlaczego są niebieskie?
– Jeśli zagęścisz coś, co jest niewidoczne – na przykład powietrze, otrzymasz błękit.”[s. 275]

Zło pozostawia po sobie pustkę, ogołaca nas z dobra. To marzeniami wypełniamy braki, to ich ciepłem ogrzewamy chłodne miejsca, by móc w nie uciekać. Lecz one także popychają nas do działania, są motywacją do zmian. Z powieści płynie nauka o wielkim znaczeniu naszych tęsknot, marzeń, pragnień. Są nicią, która może nas wyprowadzić z życiowego labiryntu. Są niewidzialnym wątkiem pod realną osnowę zdarzeń.

Może trochę za dużo wyczytałam z tej powieści, może tam tego wcale nie ma, a ja jestem naiwna i wyolbrzymiam banały. Ale wiem, że warto mieć w pobliżu szpulkę niebieskich nitek.  Nawet „niebieskie nitki smutku”[s. 240] są czasem potrzebne.

Małgorzata Gutowska-Adamczyk, Niebieskie nitki, Świat Książki, Warszawa 2005.

*Cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

wydawnictwo: Świat Książki, acz książkę wydała też Nasza Księgarnia i Agencja Edytorska Ezop.
okładka: miękka
ilość stron: 303
moja ocena: 4,5/6
skąd: kupiłam (ciekawa wszystkiego, co niebieskie).

[Przepraszam za nieobecność na Waszych blogach. Wiele się ostatnio dzieje w moim życiu.]

3 kwietnia 2012

„Każdy z nas w coś ucieka”* - Teresa Anna Aleksandrowicz „Cudowne życie Staśka i innych aniołów”

Maria – ucieka w pracę, obowiązki, pomoc innym, altruizm. Wanda – w swoje wyimaginowane choroby. Natalia – w książki i muzykę. A Stasiek – w alkohol... Bo jak tu nie uciekać przed takim światem.

Trzy starsze panie o wyrazistych charakterach. Wanda, przewrażliwiona na swoim punkcie hipochondryczka. Jest zawiedziona, gdy nie potwierdzają się diagnozy jej śmiertelnych chorób, najchętniej wykupiłaby całą aptekę, a gdyby miała zwierzaka, nosiłby imię Posterisan lub Melatonina. Nieco złośliwa kobieta o mocnym charakterze, obdarzona ciętym językiem i darem snucia nieskończonych dygresji. Pani Maria, jakby zupełne przeciwieństwo Wandy: cicha i pokornego serca, nieśmiała, przesadnie ostrożna. Nie potrzeba jej wiele do szczęścia, gotowa jest umrzeć z głodu, byle tylko mogła nakarmić swoje „bidulki" - bezdomnych zimujących na działkach. I Natalia, emerytowana nauczycielka, rozkochana w muzyce klasycznej i literaturze. Najchętniej spędziłaby cały dzień w księgarni, wzdychając do książek, na które nie wystarcza pieniędzy. Choć wymieniona przeze mnie jako ostatnia, w zasadzie to ona jest główną bohaterką.

Ledwo wiążą koniec z końcem, coraz mniej rozumieją świat, coraz bardziej odczuwają, że są tu niepotrzebne. Cieszą się z małych rzeczy: przespanej nocy, niewielkiego zapasu węgla, szczęśliwie pokonanych schodach na trzecie piętro. Bliscy ludzie stali się dalecy albo już ich nie ma. Ciąży im samotność.

„Wszyscy sprawiali wrażenie, jak gdyby bardzo się spieszyli do swoich spraw, interesów, domów, miejsc pracy. Stojąc na środku chodnika, [Natalia] przyłapała się nagle na tym, że obserwuje ich z zazdrością. Zazdrościła im pośpiechu, niepokoju, energii w przebijaniu się przez sprawy i trudy chłodnego poranka. Zazdrościła im życia.”[s.11]*

„Przyzwyczaiła się już do tego [Natalia], że z wyjątkiem małej grupy ludzi i bezdomnego psa – jest dla innych niewidzialna, a jej obecność na ulicy, czy w jakimkolwiek innym miejscu, nie ma najmniejszego znaczenia.”[s. 28]

Staruszki przyjaźnią się ze Staśkiem, młodym człowiekiem, absolwentem filozofii, którego los popchnął w bezdomność. Znały jego matkę, która przed śmiercią miała tylko jedno życzenie: żeby Stasiek miał cudowne życie.[s.20]

Szara, nijaka i gorzka codzienność bohaterów niespodziewanie się zmienia. W życiu Natalii pojawia się pewien intrygujący starszy pan, zaś Marysia i Stasiek znajdują całkiem sporą sumę pieniędzy...

Teresa Anna Aleksandrowicz porusza trudne tematy starości i bezdomności w sposób niezwykle lekki. I nawet jeśli w niektórych momentach nazbyt zbliża się w stronę komedii, przejaskrawia cechy charakteru swoich bohaterek i przeakcentowuje wydźwięk zdarzeń – to zabiegi przemyślane i celowe, w których nie widać sztuczności, niekonsekwencji ani słabości twórczego warsztatu. Bez nich byłaby ta powieść ponurym dramatem, z nimi - jest niebanalną, ciepłą i mądrą historią: ze szczyptą komedii i odrobiną bajki - a jednak wcale nie przesłodzoną, wciąż cierpką.

Nie ma tu wielkich odkryć, rewolucyjnych przemyśleń, a pogłębienie refleksji nad sprawami oczywistymi. Oto zwykła rzeczywistość, której nie trzeba daleko szukać: odczłowieczający świat ogarnięty konsumizmem, ludzie okuci w cynizm i obojętność, nie umiejący dostrzec dobra, myślący stereotypami. Ludzie uciekający przed tym, co wartościowe, przekonani, że wszystko można kupić. A to miłość, przyjaźń, drugi człowiek dają nam poczucie pełni, sprawiają, że niczego już nie potrzebujemy. Banały? Może. Ale jak piękny byłby świat, gdybyśmy nie lekceważyli banałów.

Ta książka uwrażliwia. Bez ostentacyjnego moralizatorstwa. Mimochodem, po prostu – roztapia lód na sercach. 

Teresa Anna Aleksandrowicz, Cudowne życie Staśka i innych aniołów, wyd. Prószyński i S-ka, Warszawa 2011.

*jw., s. 291
**Cytaty pochodzą z książki (jw.), numery w nawiasach kwadratowych odsyłają do jej stron.

wydawnictwo: Prószyński i S-ka
okładka: miękka
ilość stron: 432
moja ocena: 4,5/6
skąd: wypożyczyłam zachęcona cudowną recenzją Danusi.